Skończył się Black Friday i Cyber Monday, ale informacje o promocjach dostajemy przez cały rok. Dzisiaj o tym, jak niektórzy sprzedawcy złoszczą nas rzekomymi promocjami, czasem nawet niezgodnie z prawem.
Zanim przejdę do negatywów, kilka słów o pozytywach. Są sprzedawcy, którzy faktycznie oferują ciekawe promocje, a przy tym mają dobre produkty (przez produkt rozumiem zarówno towar, jak i usługę). O promocjach komunikują jasno, z wyprzedzeniem albo najpóźniej w momencie rozpoczęcia się promocji. Jeśli z wyprzedzeniem, to również przypominają. Gdy jest to Black Friday, to częściej zaglądamy w tym czasie do skrzynki e-mailowej, więc nie przegapimy. Takich sprzedawców jest nawet całkiem sporo i można się od nich nauczyć dobrych praktyk marketingowych do zastosowania we własnym biznesie. Niezależnie, czy coś od nich kupimy, czy nie. Budują relacje z klientem oparte na zaufaniu.
Są jednak również tacy, którzy swoimi działaniami złoszczą potencjalnych klientów i uzyskują efekt odwrotny od zamierzonego. Oraz tacy, którzy posuwają się do nieetycznych (a czasem nawet niezgodnych z prawem) sztuczek. A niektórzy z nich chcą nas swoimi produktami uczyć marketingu… Przyjrzyjmy się tym działaniom i sztuczkom.
„Promocja”, która nie jest promocją
Widzisz naklejkę z przekreśloną ceną, pod nią albo nad nią cena „promocyjna”. Ale jak odkleisz tę naklejkę, to pod nią jest regularna cena bez promocji, niższa od tej „promocyjnej”. Czyli cena przed „promocją” została sztucznie zawyżona, żeby sprzedać towar po wyższej cenie niż przedtem. Taka praktyka nie tylko jest nieetyczna, stanowi również naruszenie prawa. Jeśli widzisz taką praktykę lub osobiście cię ona dotknęła, zwróć się do Inspekcji Handlowej lub do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Promocja „oby jak najmniej osób skorzystało”
W połowie listopada dostajesz ofertę z informacją, że w Black Friday rozpoczyna się sprzedaż kursu, którym byłeś zainteresowany i zapisałeś się na listę powiadomień o sprzedaży. Oferta kursu zawiera cenę i termin sprzedaży. Nie ma mowy o żadnej promocji. Sprzedaż będzie trwać 25 dni, prawie do świąt. OK, masz czas, może kupisz sobie albo komuś pod choinkę. Na razie masz na głowie inne sprawy i inne wydatki. 29 listopada sprawdzasz skrzynkę, bo przecież jest Black Friday. Może jakieś ciekawe promocje ci umknęły albo informacja jest dopiero teraz. Od sprzedawcy tego kursu nie ma nic.
W Cyber Monday otwierasz skrzynkę, żeby sprawdzić jakie są nowe promocje na ten dzień. Widzisz e-mail informujący o promocji tego kursu, która „zaczyna się” w piątek, a kończy w niedzielę wieczorem. W następnych dniach również jest rabat, ale znacząco niższy. Szkopuł w tym, że e-mail został wysłany w niedzielę po południu. Współczuję osobom, które nie mają w niedzielę co robić i co chwilę sprawdzają skrzynkę e-mailową, szczególnie zakładkę Oferty. Sprzedawca najwidoczniej świetnie wie, że takich osób jest niewiele, więc niewiele zdąży z tego rabatu skorzystać. Większość dowie się o nim już po zakończeniu promocji.
Promocja „teraz albo nigdy”
To inna odmiana promocji, z której ma skorzystać jak najmniej osób. Dostajesz co najmniej kilkadziesiąt ofert i kilka newsletterów dziennie. Żeby nie tracić czasu otwierasz je, jadąc pociągiem czy autobusem. W jednym z newsletterów dostajesz ofertę promocyjnego zakupu, ważną tylko teraz. Jak zamkniesz wiadomość i otworzysz ją potem ponownie, oferty już nie będzie. No już widzę tego, kto w pociągu czy autobusie wpisuje dane karty kredytowej. Nie mówiąc o tym, że ich nie pamięta, więc musiałby tę kartę wyjąć.
Dostęp do „elity”
W czasie jednego z kursów dostajesz informacje, że jeśli spełnisz określone wymagania pracy z kursem, to możesz wnioskować o dostęp do elitarnej grupy. Tylko sto osób zostanie wybranych. Spełniasz warunki, zgłaszasz chęć przystąpienia do grupy, dostajesz informację, że zostałeś zaakceptowany i link „Dołącz do grupy”. Klikasz w link, okazuje się, że dostęp jest płatny. Miesięcznie albo rocznie. Ta roczna cena jest promocyjna, wynosi połowę tego, co miesięczna razy 12. No OK, elita kosztuje. Ale ceny są chore. Byłyby akceptowalne, gdyby cena miesięczna była ceną roczną, a roczna dożywotnią.
Nie wychodzisz ze strony od razu, bo coś ci na niej miga. Patrzysz i widzisz, że do grupy są przyjmowane kolejne osoby. Jest ich z pewnością więcej niż sto, a to zaledwie kilka minut, „promocja” trwa trzy dni. I widzisz imiona i adresy e-mailowe tych osób. Być może te dane są fikcyjne, mają za zadanie sprawić, żebyś się natychmiast zdecydował. Ale jeśli nie są fikcyjne i zdecydujesz się kupić ten dostęp, to za chwilę inni zobaczą twoje imię i e-adres mailowy. A gdzie RODO? Nie wyrażałeś zgody na takie przetwarzanie twoich danych.
Promocja permanentna
Widzisz ofertę „promocyjną”. Ale widziałeś tę ofertę nie raz i wiesz, że ta „promocja” jest stale. Czyli jest to regularna cena udająca promocję.
Promocja „domena za 0 zł”
Zamierzasz otworzyć stronę internetową. Widzisz promocję „domena za 0 zł”. Ale za domenę płaci się cyklicznie, w cyklu rocznym. Odnowienie kosztuje 100 zł. Do tego gdzieś drobnym druczkiem jest napisane, że korzystając z promocji, zobowiązujesz się odnowić domenę co najmniej dwa razy, w przeciwnym razie płacisz karę. W innej firmie domena kosztuje 50 zł, odnowienie również. Już przy pierwszym odnowieniu wychodzisz na to samo, co w tamtej firmie, po dwóch latach jesteś 50 zł do przodu…
Potrzebujesz konsultacji w sprawie skutecznej i zgodnej z prawem strategii promocyjnej swojej firmy?